Postaram się opisać wycieczkę, na którą załapałem się w ostatniej dosłownie chwili. Moja decyzja o wyjeździe z chłopakami była podjęta chyba w 10 minut.
W czwartek 04.06 ze stacji benzynowej o godz. 7.30 rozpoczęliśmy naszą wycieczkę.
Dzień 1:
Przystanek pierwszy nastąpił w Jaworzynie Śląskim. Piękne miejsce dla miłośników starych pojazdów szynowych. Mieliśmy okazję przejechać się po 500m trasie lokomotywą wraz z opisem przewodnika.
Dla mnie wszystko było nowe. Chłopaki za to czuli się jak ryby w wodzie.
Sporo starych lokomotyw oraz wagonów. A wisienką dla mnie było kilka klasycznych motocykli takich jak Sokół 1000 czy Żak Mr2.
Dalszym punktem wycieczki był rynek w Świdnicy. jednakże, źle wzięty zakręt spowodował, że wylądowaliśmy w Czechach. Szybkie pamiątkowe zdjęcie i powrót na ustaloną trasę.
Rynek w Świdnicy okazał się piękny. Choć jak zwykle mieszczanka klasyki z późnym PRL-em nie była zbyt cudowna.
Żałuję, że nie dotarliśmy do Kościoła Pokoju, ale to punkt na następną wycieczkę. Dotarliśmy spacerem za to do Świdnickiej Kurii z pięknym Kościołem. Z racji święta obejrzeliśmy całość z zewnątrz.
Po kawie i herbacie ruszyliśmy dalej w trasę.
Następnym punktem wycieczki był Zamek Grodno.
Zamek Grodno wybudowany jest na szczycie wzgórza Choina (ok. 450 m n.p.m.) w północnej części Gór Sowich i wznosi się nad doliną Bystrzycy Świdnickiej (zwanej kiedyś Śląską Doliną). Jest on jednym z najbardziej malowniczo położonych zamków na Śląsku. Na wzgórzu znajduje się rezerwat krajobrazowy „Góra Choina” (pow. 19,13 ha).
Po zwiedzaniu, małym odpoczynku i obowiązkowym zakupieniu okolicznościowych monet ruszyliśmy dalej w trasę.
Tym razem na trasie przystankiem był Włodarz (Code Riese). Niestety przyjechaliśmy stosunkowo późno i wszystkie grupy z przewodnikiem weszły już na teren podziemi. Szkoda. Czytając teraz o tym w necie stwierdzam, że muszę tam wrócić i obejrzeć całość.
W planie mieliśmy jeszcze troszkę trasy i kilka rzeczy do obejrzenia, więc ruszaliśmy w dalszą trasę.
Po trzaśnięciu foty przy rakiecie V2 dotarliśmy do celu pierwszego dnia wycieczki, czyli Srebrnej Góry. po rozpakowaniu bagaży w hotelu (prowadzonego nawiasem przez byłego szefa klubu motocykli zabytkowych z Gniezna) pojechaliśmy obejrzeć Wiadukt Żdanowski.
Ponad 6-kilometrowy odcinek trasy stanowiła kolejka zębata, jedyna w Sudetach. Oprócz normalnych szyn, wprowadzono trzecią – zębatą, dzięki której lokomotywa, wyposażona również w zębate koło, mogła jechać pod górę i bez problemu staczać się w dół. Od stacji w Srebrnej Górze do Przełęczy Srebrnej skład pokonywał ok. 200 m różnicy wzniesień na długości ponad 4 km, pokonując odcinki o niespotykanym nachyleniu. Z okien pociągu rozciągały się przepiękne widoki. Na stacji „Srebrna Góra Twierdza” każdy skład miał kilkuminutową przerwę, w czasie której zmieniano normalną lokomotywę na „zębatą”.
Niestety, kolejka nie należała do zbyt dochodowych i już w 1931 r. została zamknięta. Pozostały po niej przerzucone nad górskimi dolinami dwa prawie 30-metrowej wysokości wiadukty.
Dzień 2:
Dzień (upalny) rozpoczęliśmy od twierdzy w Srebrnej Górze. Twierdza Srebrna Gόra jest unikatowym obiektem w skali dziedzictwa kulturowego Europy i jedną z najważniejszych atrakcji Dolnego Śląska. W chwili powstania (1763-1785) należała do najnowocześniejszych tego typu fortyfikacji w Europie. Największy podziw budził i nadal budzi potężny Donjon, jeden z najciekawszych obiektόw fortyfikacji epoki nowożytnej.
Po twierdzy oprowadził nasz rewelacyjny przewodnik (definitywnie polecam zwiedzanie z nim). Ciekawie i dowcipnie opowiadał historię miejsca. Do tego strzały w kazamatach = pysznie i wybornie.
Następnie trafiliśmy już na te prawdziwe Czechy. Mijając zabytkowe staje kolejowe kierowaliśmy się do naszego celu, którym było skalne miasto oraz skały w Adrspach. Są to unikalne bloki piaskowcowe powstałe, podobnie jak pasmo Gór Stołowych w wyniku nierównej odporności skał na wietrzenie, które wymodelowała woda, mróz i wiatr. Jednolita płyta piaskowca została podzielone licznymi kanionami, dolinami i szczelinami na szereg fragmentów.Na terenie Adrszpaskich skał znajdują się dwa górskie jeziorka na różnych poziomach, przez które przepływa rzeka Metuje tworząc dwa wodospady. Między labiryntami form skalnych przebiega płatna trasa turystyczna nie wymagająca żadnej wprawy przy chodzeniu po górach, składająca się z wygodnych schodków, poręczy, drabin i miejscami sztucznie wybudowanych chodników i platform.
Po zjedzeniu smażonego sera z hranolkami i tatarską omacką popitym czeskim piwem (chłopaki zakochali się w tym żarciu) ruszyliśmy dalej do naszego następnego miejsca noclegowego (DW Potok). po drodze zatrzymaliśmy się w Sokołowsku, gdzie od 2007r mozolnie odbudowywane jest Sanatorium Brehmera z XIXw. Piękne i mam nadzieję, że zobaczę je ponownie w pełnej okazałości.
Dzień 3:
Dzień rozpoczęliśmy od wizyty na zamku Chojnik. Wybraliśmy trasę wersja hardcore. Mimo sporej ilości ludzi na tym szlaku szliśmy sami. Dla przypomnienia w ten dzień temperatura w cieniu sięgała 30 stopni. Co to dla nas taka trasa. Po kilku postojach i litrach wody. Dotarliśmy do celu. Historia zamku z XIIIw. jest ciekawa i polecam poszukać info u wujka google.
Skorzystaliśmy z atrakcji w postaci strzelania z kuszy i następnie ruszyliśmy na wieżę, aby podziwiać widoki. Ale nie był to rodzynek tego dnia. Po zejściu na dół ruszyliśmy do celu naszej wyprawy: wieży widokowej Jeszczed (Ještěd).
Jest to najwyższa góra Grzbietu Jeszczedzkiego (1012 m n.p.m.). Znajduje się tam wieża widokowa. Ciekawostką jest, że można wjechać na sam szczyt, a jednoślady mają własny parking. Z wierzchu nastala się przepiękny widok na wszystkie strony świata. Można tu zauważyć również praski Petrzin. Dzięki swej sylwetce wieża ta stała się symbolem terenu libereckiego i należy do nierozłącznych dominant miasta.
Punkt z gatunku: MUST SEE!
Ostatnim punktem dnia był Motoklub PEKELNÉ DOLY. Z opisu w necie – rewelacja. Klub znajdujący się w skale – w jaskini ! Miejsce, w którym przy stole można postawić sprzęt, zjeść pyszny obiad, popić bezalkoholowym piwem, a następnie motorem podjechać do kibelka – bo jest daleko, a po drodze trzeba minąć jeszcze rondo. Po prostu extra. Punkt obowiązkowy każdego motocyklisty niezależnie na jakim sprzęcie pomyka.
Dzień 4:
Zapowiedzi pogodowe były miażdżące. Burze i deszcz wszędzie. Ha ha. Ale nie dla nas. Rewelacyjnie, aż do samego Poznania udało się nam uniknąć kropel deszczu.
Trasa powrotna to 2 punkty. Pierwszym był zamek koło Wlenia.
Miły 30 minutowy spacer z pięknym widokiem. Drugim był pałac/zamek/klasztor w Lubiązu. Jeden z największych w Europie. Dla porównania Wawel w Krakowie jest 2,5 raza MNIEJSZY!
Całość w złym stanie. 2-3 komnaty rewelacyjnie odnowione i warte zobaczenia. W jednej odnajdziemy największe płótno w Europie. Coś pięknego. Szkoda, że historia nie obeszła się łaskawie z tym budynkiem. Niemcy rozkradli, Rosjanie zniszczyli. Całość jeszcze długo będzie czekała na odnowienie.
Na tym kończy się nasza wycieczka. W moim przypadku wg licznika wyszło 1156 km. Burek spisał się wyśmienicie i o dziwo po remoncie na wiosnę i nie łykał wcale oleju.
Chciałem podziękować MIŚKOWI i Navigatorowi za pokazanie wspaniałych miejsc i mega miłego wyjazdu.
Do następnego.
tekst: Mikołaj